Imatra – ranek, spodziewałam się rzeczywiście niższej temperatury- a tu słońce, którego odbicia od śniegu oślepiają. Ale i tak jest zimno. Oszronione włosy, które niedbale wystają spod kurtek i czerwone policzki, parujący oddech- czy komuś przeszkadza tutaj chłód- chyba nie. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Cóż- może lepiej pozachwycać się widokami i spokojem niż myśleć czy minus przekracza 20.
Jak najlepiej poznać miasto- oczywiście jest jedyny sposób- zgubić się w nim- i nie znać punktu odniesienia- wtedy trzeba przestudiować wszystkie nazwy ulic. Proste, ale co zrobić, gdy są to długie fińskie wyrazy. Zapytać się przechodnia, wierząc, że mówi po angielsku- to był pomysł. Jednak pani spacerująca z sankami mówiła tylko po fińsku- ale i tak bardzo nam pomogła.
Na szczęście, nie było aż tak trudno i po kilku minutach odnalazłyśmy się. Temperatura spadała coraz bardziej- najbardziej rozgrzewa kawa w Mac Donaldzie- tak, gdy nie ma niczego bliżej. Ten było dostatecznie blisko, kawa smakowała, tak jak we wszytkich restauracjach tego typu na świecie- może była cieplejsza-albo tylko mi tak się zdawało, gdy było tak zimno na zewnątrz.
Przed nami tylko 4 km spacer do mieszkania- w tym mrozie – brzmiało to jak 40 km.
Chłód jak się okazuje przyspiesza marsz proporcjonalnie do temperatury;)
Doszłyśmy w miarę szybko.
podoba mi się idea erasmusowego bloga! trzymam kciuki za Twoje fińskie przygody:)
OdpowiedzUsuń